poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Rozdział 17

Po 3 godzinach harówy jakoś ogarnęłyśmy ten cały bajzel i padłyśmy na kanapę ze zmęczenia.
- Ochh! Nie wyrabiam! Co wyście tu robili? - zapytała sapiąca Emily.
Zaśmiałam się.
- Na pewno nie to o czym teraz myślisz - odpowiedziałam łapiąc głęboki oddech, na co obie wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
- Która godzina? - zapytała Em.
- Nie wiem, chyba jakoś koło 19:00 może. Nie wiem... - rzekłam, kiedy nagle usłyszałyśmy dzwonek telefonu.
- Odbierz.
- Ale ja wcale nie mam takiego dzwonka - powiedziałam lekko przestraszona i obie jak oparzone wstałyśmy z kanapy. Z czystej ciekawości schyliłyśmy się pod kanapę, bo stamtąd właśnie dobiegał dźwięk.
- Któryś z chłopców musiał najwidoczniej zostawić telefon! - nagle zorientowałam się, czyj on może być.
Niewiele więcej myśląc spojrzałam na wyświetlacz czarnego IPhone'a i zobaczyłam 5 nieodebranych wiadomości. Ciekawa byłam od kogo one są.
- Otwórz je, nikt się nawet nie zorientuje, że były otwierane, jeśli je potem usuniesz. - zachęcała mnie Emily widząc moją ciekawość.
- Ale ja nie jestem pewna czy tak można. To byłoby chamskie!- próbowałam jakoś wybić sobie z głowy ten pomysł. I może nawet by mi się to udało, gdyby w pobliżu mnie nie było Em. A mianowicie, kiedy wyciągałam swój telefon by poinformować chłopaków o zgubie ona zabrała mi IPhone'a z ręki i je przeczytała. Ich treść obie nas bardzo zaskoczyła...
,,Hej Niall, może mnie nie pamiętasz, to tak dla przypomnienia powiem, że jestem tą, którą wczoraj pocałowałeś w Milkshake City. Spodobałeś mi się i chciałabym to powtórzyć ;* xxx''
,,Spotkaj się ze mną dzisiaj po południu w parku, bd czekać xxx''
,,Hej, pamiętasz mnie jeszcze? Bardzo mi ciebie tutaj brakuje :( Sisi''
i inne...
W tamtej chwili coś się we mnie przełamało. Próbowałam być twarda, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie potrafiłam.

- Kim do diabła jest ta Sisi? - nie ukrywałam swojego gniewu przed przyjaciółką, złość się we mnie zagotowała. Niby nie jesteśmy z Niall'em parą, ale ja go...chyba kocham. Teraz to sobie uświadomiłam. To już nie jest zauroczenie, pragnienie swojego idola czy zwykłe podobanie się, ja się chyba naprawdę zakochałam! Szkoda tylko, że w takich okolicznościach poznałam tę prawdę. Nie chciałam go za to znać.
- No chodź już się wypłacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - pocieszała mnie Em mocno mnie przytulając. Chyba wiedziała, że między nami coś iskrzy.
- Nie Em, muszę być silna. Nadszedł czas, bym przyzwyczaiła się do tego, że mam w życiu pecha. - i to powiedziawszy otarłam łzy gęsto spływające mi po policzku i postanowiłam - jak gdyby nigdy nic- napisać sms'a do chłopaków, że mam telefon Niall'a.
Musiałam być twarda.
,, No tak, przecież on jest gwiazdą, może mieć każdą'' - biłam się tymi myślami, ale wiedziałam jedno: dość się już nacierpiałam i więcej nie zamierzam do tego wracać. Alex i rodzice przyjeżdżają niedługo, nie mogę pokazać się im w takim stanie (...) !
Przyjaciółka została u mnie na noc, byłam jej za to wdzięczna. Naprawdę jej wtedy bardzo potrzebowałam...
_____________________________________________________________
Hej Wam!
Postanowiłam, że będę dodawać zdjęcia bohaterów lub jakieś inne obrazki, by nie było aż tak monotonnie ;p.
Przepraszam, że rozdział taki trochę krótki, ale obiecuję, że zrekompensuję to Wam następnymi, dłuższymi.
Myślę, że się podoba :)
Pzdr ;*

niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozdział 16

Gdy chłopcy opuścili teraz już tak jakby MÓJ dom (ciocia na nikogo go nie przepisała, a obecnie tylko ja w nim przebywałam, więc...) nie wiem czemu, ale zaczęłam się śmiać sama do siebie.
,,Oni naprawdę to zrobili! 1D odwiedziło mnie z własnej woli! AAAA!!!!'' - wręcz skakałam ze szczęścia. Jednak szybko przestałam, bo przypomniałam sobie o Lucy. Nie wiem jak oni to robili, ale sprawiali, że o niej zapominałam i z powrotem stawałam się tą optymistyczną i wyluzowaną Jenny, którą byłam jeszcze 2 tygodnie temu.
Z mieszanymi uczuciami poszłam do salonu ogarnąć go trochę, bo chłopcom zachciało się bawić i chata wyglądała tak, jakby przeszło przez nią tornado, DOSŁOWNIE.
- No cóż, przynajmniej będę miała co robić - powiedziałam i włączyłam radio, by umilić sobie porządki. Akurat leciała piosenka Kelly Clarkson ,,Stronger''. Bardzo ją lubiłam, więc zaczęłam ją śpiewać razem z wokalistką i sprzątać w rytm muzyki.
- ,,What doesn't kill makes you stronger (...)'' - śpiewałam i nim się spostrzegłam, a już tańczyłam z odkurzaczem.
Zaczęłam się śmiać sama do siebie.
Nagle usłyszałam za sobą głośne chrząknięcie, gwałtownie się odwróciłam w celu zidentyfikowania takowego osobnika, którym okazała się... Emily.
- O hej, miło, że jesteś. - powiedziałam i posłałam jej uśmiech.
- Tak, też się cieszę na twój widok. Widzę, że niezła imprezka była.
- Co? Nie! Chłopcy z 1D do mnie wpadli i no wiesz... - odparłam i podeszłam do radia, by go ściszyć.
- Żartujesz! - Em najwyraźniej nie mogła w to uwierzyć.
- Nie! Nie żartuję - dodałam i po chwili obie skakałyśmy i piszczałyśmy ze szczęścia jak jakieś nawiedzone fanki.
- To ja tu przychodzę cię pocieszać po tym co się stało, a ty jak widać nieźle sobie radzisz!- powiedziała, gdy już się trochę uspokoiłyśmy.
- Taa, radzę sobie - rzekłam i nagle humor mi się zepsuł. Lucy - we śnie mówiła, bym zaczęła żyć normalnie, ale jednak mimo wszystko. Chciałam z powrotem zacząć żyć normalnie i udałoby mi się to nawet, gdyby nie to, że jednak śmierć bliskiej osoby to jednak śmierć jakby nie patrzeć, czyli żałoba, a w żałobie raczej nie wypada się wygłupiać i cieszyć, ale w sumie ja dalej jestem nastolatką i chcę się właśnie wygłupiać. Ugh, nie wiem już co o tym myśleć...
Emily przytuliła mnie mocno do siebie i powiedziała: wszystko będzie dobrze.
,, Oby'' - pomyślałam i łzy, jak na zawołanie, z powrotem zaczęły napływać mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale po 3 minutach już nie dałam rady.
- Jenn, tak nie można. Zbieram cię na lody a potem jakoś razem ogarniemy ten syf. Ok?
- Ok - odpowiedziałam wycierając łzy palcami.
- No chodź - powiedziała przyjaciółka i wyszłyśmy.
Wzięłam sobie lody stracciatella (ubóstawiam je - po prostu PYCHA), a Em truskawkowe. Na nowo porócił mi humor. Zaczęłam jej opowiadać o dzisiejszym ranku, na co ona już nie mogła i wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- No co? Każdemu może się zdarzyć! - próbowałam bronić jakoś swoją własną głupotę, ale po jakichś 2 minutach sama zaczęłam się z tego lać.
Gdy się już ogarnęłyśmy powolnym krokiem kierowałyśmy się w stronę mojego domu. Żadnej z nas nie chciało się sprzątać. Dla zmiany tematu opowiedziałam jej, że za (już) 2 dni mają przyjechać moi rodzice z Alex'em. Gdy o nim wspominałam widziałam iskierki w oczach Em. Chciało mi się z tego śmiać...
- A ładny jest? - pytała brunetka.
- Em, ogarnij się! Ślinisz się jak o nim mówię, że powoli zaczynam się ciebie bać! - powiedziałam i obie się zaśmiałyśmy.
- Och, Jenn. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym miec chłopaka... - rozmarzyła się i nagle temat zszedł na boy'ów.
______________________________________________________
Ok, to tyle na dziś. Myślę, że się podoba. Wszelkie uwagi i zastrzeżenia piszcie w komentach :)
Kocham was, jesteście świetne!!!
<3 ;*

Rozdział 15

Następnego dnia obudziłam się z podkrążonymi oczami, rozmazanym tuszem i lekko opuchniętą twarzą. Nie miałam na nic ochoty, a tym bardziej siły. Czułam się beznadziejnie.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu w celu sprawdzenia godziny, była 12:03, a oprócz tego jedna wiadomość od nieznajomego numeru. Z czystej ciekawości sprawdziłam, a brzmiała ona tak:
Hej, tu Niall. Mógłbym wpaść dzisiaj do ciebie z chłopakami? Martwimy się o ciebie
,,Skąd on ma mój numer?'' - jakoś nie przypominałam sobie, bym mu go dawała. No ale nie zastanawiając się nad tym dłużej szybko odpisałam mu:
No okej. Będę czekać
W odpowiedzi napisał, o której będą, nie miałam za wiele czasu, ale też byłam zmęczona, więc moje ruchy były powolne. Nie kontaktowałam jeszcze za bardzo, a w skutku tego zamiast pasty do zębów wzięłam maść na zaczerwienienia, zamiast perfumy popsikałam się suchym szamponem, ubrałam buty na odwrót i było jeszcze wiele, wiele innych takich wpadek, ale długo by wymieniać. W końcu jakoś doszłam do siebie i byłam w stanie się jakoś ,,normalnie'' ubrać i uczesać.
,,Uff'' - pomyślałam siadając na kanapie. Długo jednak sobie nie posiedziałam, bo chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Chłopaki wchodźcie! - krzyknęłam, nie chciało mi się ruszać z miejsca, bo się akurat wygodnie rozsiadłam. Tak, tak - leniwa jestem.
Niall: Cześć, lepiej ci już?
Ja: No trochę, dzięki, że pytasz. - posłałam mu lekki uśmiech i przywitałam się z resztą zespołu - A wy chyba musicie się bardzo nudzić skoro chcieliście mnie odwiedzić.
Na te słowa chłopcy ryknęli śmiechem. Już wcześniej byli w dobrych humorach, ale teraz nie przestawali się śmiać.
,, O co im chodzi? Przecież to nie było śmieszne'' - pomyślałam i zrobiłam jedną z moich głupich min.
Harry: Nie no akurat dzisiaj mamy wolne a jak Niall opowiedział nam o twojej ciotce to postanowiliśmy wpaść cię pocieszyć.
Zayn: Martwimy się o ciebie.
Ja: Niepotrzebnie. Jakoś sobie radzę - wymusiłam na sobie uśmiech, ale musiał mi chyba wyjść dość sztucznie, bo chłopcy odpowiedzieli tylko ironiczne ,, taa jasne'' .
Ja: Siadajcie, co tak stoicie? - zapytałam widząc ich stojących i gapiących się na mnie. Poczułam się trochę niezręcznie.
Chłopcy posłusznie usiedli na kanapie a ja ich przeprosiłam na chwilę i poszłam do kuchni po kawę i ciastka.
Niall: Czekaj, pójdę z tobą - zasugerował blondyn, na co ja się zgodziłam. Czułam, że czegoś chce.
Gdy byliśmy już sami w kuchni blondyn złapał moją rękę i lekko przyciągnął do siebie.
Ja: Co robisz? - zapytałam nie wiedząc o co może mu chodzić.
Niall: Wiesz, no ja, bo ten, no... - zaczął się jąkać.
Ja: Niall?
Niall: Tak?
Ja: Spójrz mi w oczy i spokojnie powiedz czego chcesz. - powiedziałam, wydało mi się to takie zabawne i słodkie zarazem.
Nial: No bo no ja... ten no.. Czy ja ci się podobam? - dobra, spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.
Teraz to ja zaczęłam się jąkać i rumienić.
- Co wy tu tak długo robicie? - nagle zupełnie niespodziewanie do kuchni wparował Harry z Lou. Byłam im za to wdzięczna, bo nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Oczywiście, że mi się podobał, ale nie byłam pewna jak zareaguje na moją odpowiedź.
Ja: Już mieliśmy wychodzić. Niall, bądź tak dobry i weź tamte filiżanki. - powiedziałam wymijająco i się odwróciłam, by chłopcy nie zauważyli mojej czerwonej już twarzy. Wzięłam pierwsze lepsze ciastka i razem z pozostałymi skierowałam się do salonu.
Liam i Zayn akurat zawzięcie o czymś rozmawiali, nie wiedziałam o czym, ale słysząc niektóre skrawki zdań to chodziło o jakąś dziewczynę. Zapewne Danniele.
Po trzech godzinach wszyscy poczuliśmy głód, więc postanowiliśmy zamówić pizzę. Niall raczej unikał mojego wzroku, ja też czułam się teraz trochę niekomfortowo, co jakiś czas przyłapywałam także jak Harry się na mnie patrzy, uśmiechałam się więc wtedy do niego, a ten robił to samo. Blondyn musiał to chyba zauważyć, bo nie odzywał się w ogóle do Harry'ego. Było mi miło, że mój ulubiony zespół z własnej woli poświęca mi swój czas.

piątek, 27 kwietnia 2012

Rozdział 14

- Nie! To nie może być prawda!!! - krzyczałam zakrywając dłońmi swoje zapłakane oczy. - Dlaczego akurat ona?! - darłam się w kółko. Patrząc na martwe, białe ciało mojej cioci nie wierzyłam, że to może być prawdą. Jej śmierć i zaginięcie. Starałam się myśleć o tym jak o złym śnie, koszmarze, który zaraz się skończy, ale to nie było takie łatwe, bo fakty były najlepszym dowodem na to, że to jest właśnie pieprzona rzeczywistość. - Czyli to jednak jest pańska ciocia. W takim razie musi jeszcze pani podpisać jeden papierek zatwierdzający i będzie pani wolna. Mam tylko nadzieję, że jest ktoś z panią, bo w takim stanie jakim jest pani teraz na pewno panią nie wypuszczę. - usłyszałam od policjanta i nie umiejąc ani nawet na moment zatrzymać łez pokiwałam tylko głową na tak. - Świetnie. A gdzie jest ta osoba? Lepiej żeby się panią zajęła, bo w takim stanie człowiek robi różne głupoty. - Ja tu się dowiaduję, że moja ciotka nie żyje, a pan mi tu teraz będzie mówił o głupotach?! - wykrzyczałam mu prosto w twarz i wybiegłam na korytarz. W tamtej chwili żałowałam, że w ogóle przyjechałam do tego Londynu.... *Z PERSPEKTYWY NIALL'A* Czekałem właśnie przed autem myśląc, jak okropnie musi się teraz czuć Jenny, kiedy zobaczyłem jak jeden policjant chodzi po parkingu, ewidentnie czegoś lub kogoś szukał. - Przepraszam, czy pan przyjechał z panną Jenny Laverence? - usłyszałem nagle. - Tak. A o co chodzi? - spytałem. Wydawało mi się to dziwne,że funkcjonariusz policji chodzi i mnie szuka po parkingu, no ale okej, poszedłem za nim na komisariat. Wchodząc przez drzwi czułem się trochę dziwnie, ale gdy tylko ujrzałem na korytarzu zapłakaną Jenn szybko do niej podbiegłem i przytuliłem. Nawet na mnie nie spojrzała. Domyślałem się, że musiało się stać coś strasznego, ale jeszcze nie wiedziałem co... *Z PERSPEKTYWY JENNY* Siedziałam tam i płakałam, aż nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Nie miałam siły spojrzeć kto to, ale domyśliłam się po zapachu, że to Niall. Po jakichś 5 min podszedł do nas komendant Owen z takowym papierkiem i wodą mówiąc, że to na uspokojenie. Wypiłam ją od razu ale nie poczułam większej ulgi. Podpisałam co trzeba było i razem z blondynem opuściliśmy budynek. Podwiózł mnie pod dom i już chciał wejść do środka, kiedy grzecznie mu podziękowałam i powiedziałam, że chcę zostać teraz sama. W końcu musiałam jeszcze o tym całym zdarzeniu poinformować rodziców i Alex'a, a ci pewnie by chcieli bym z powrotem wróciła do domu. Ja tego nie chciałam, w końcu wakacje to wakacje, co z tego, że mam żałobę, wolę ten czas spędzić tutaj SAMA niż tam z NIMI. Poza tym poznałam Emily i Luke'a. Oni na pewno nie zostawiliby mnie na pastwę losu, przynajmniej mam taką nadzieję. Wyciągnęłam czarnego samsunga z kieszeni, wyszukałam numer mamy i kliknęłam zieloną słuchawkę. Wiedziałam, że to będzie trudna rozmowa, ale tak czy siak musiałam ją odbyć, więc wolałam, by to stało się teraz. Rozmawiałam z nimi (najpierw z mamą a potem z tatą, nawet z Alex'em - martwił się o mnie), a oni - tak jak myślałam - chcieli mnie ściągnąć do siebie z powrotem. Namawiałam ich by nie i ostatecznie wyszło na to, że przyjadą tu całą trójką za 3 dni na pogrzeb i wtedy zobaczymy, co będzie dalej. Myślałam tak jeszcze o tym wszystkim i poczułam, że robię się śpiąca. Zasnęłam na kanapie. Śniła mi się Lucy, mówiła, że przeprasza, ale ta cała sytuacja ją przerosła i po prostu najzwyczajniej w świecie nie miała innego wyjścia. Kazała pozdrowić rodzinę i się nie martwić, a potem dodała, że teraz jest szczęśliwa. Obudziłam się... ,,Ciociu, ciociu, coś ty najlepszego narobiła?! '' - pomyślałam i karciłam się w myślach, że może jakbym była wtedy z nią, to do takiej katastrofy by nie doszło. Ponownie się rozpłakałam, ale teraz nie tylko ze smutku, rozpłakałam się także z bezradności, która mnie teraz ogarniała. -Co ja teraz zrobię? - powiedziałam i postanowiłam się przejść.

środa, 25 kwietnia 2012

Rozdział 13

Trochę bolały mnie jeszcze nogi, ale jak sam Niall powiedział: ,,muszę zostać na obserwacji'', a obserwacja nie jest już chyba przecież aż tak ważna, no nie? ,,Poradzę sobie jakoś'' - myślałam, musiałam, w końcu dalej sprawa o cioci Lucy pozostaje niewyjaśniona. Spojrzałam na zegarek, była 12:00. Niall uparł się, że mnie odwiezie pod dom, a potem na policję. No cóż, zgodziłam się. Blondyn miał się u mnie wstawić o 12:30. Czekałam na niego siedząc na łóżku szpitalnym i myśląc, czy dobrze robię. Może tak miało być? Może zniknięcie Lucy nie jest bezpodstawne? W końcu przecież nic nie dzieje się bez powodu... Te myśli nie dawały mi spokoju. - Hej piękna, gotowa? - usłyszałam nagle głos chłopaka. Nie powiem, miał cudny głos. Rozmarzyłam się... - Hmm...? - Co? - po chwili się ogarnęłam. - Gotowa? - Niall spokojnie powtórzył pytanie wlepiając we mnie te swoje piękne niebieskie oczyska. - Tak, tak jestem. Możemy już iść. - oznajmiłam i wyszliśmy ze szpitala. Gdy wsiadaliśmy do ciemnego auta blondyna zapanowała niezręczna cisza. Nie miałam ochoty teraz na żadne rozmowy, moje myśli zaprzątały mi teraz głowę, jak się zapewne łatwo domyślić - o Lucy. Chłopak chyba wyczuł, że coś się stało, bo od razu zapytał, czy wszystko dobrze. - Tak, jest po prostu wspaniale. Moje ,,niby'' wymarzone wakacje, a ciotka, z którą nie widziałam się od lat nagle gdzieś znika, nikt nie wie gdzie ona jest i w dodatku nie wiadomo co z nią, a ty się jeszcze pytasz, czy jest dobrze? Pomyśl chwilę! - dodałam oschle, poczułam jak łzy napływają mi do oczu. - Przepraszam, że spytałem - odpowiedział zmieszany blondyn. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Popatrzyłam na niego przepraszająco, nie chciałam go zranić, ale nie rozumiałam też, czemu zadaje takie oczywiste pytania. Niall obrócił się w moją stronę i ciepło powiedział: - Spokojnie, nie gniewam się. Rozumiem, że się o nią martwisz... Odetchnęłam z ulgą. - ...tylko, nie rozumiem jednej rzeczy - dodał po chwili. - Jakiej? - zaciekawiło mnie jego rozumowanie. - No bo jaki ona mogła mieć motyw do zostawienia cię samej w całkiem nieznanym ci mieście. Przecież to chore. Chyba, że ona... - Nie, ona nie jest chora psychicznie jeśli o to ci chodzi - nie pozwoliłam mu dokończyć i obróciłam się w stronę szyby okna. - Nie to miałem na myśli... - nie dokończył swojej wypowiedzi, bo już byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i szybkim krokiem udałam się na komisariat zostawiając chłopaka w tyle. Nie powiem, bolały mnie nogi, ale wolałam znosić ten ból i wiedzieć co się dzieje z moją rodziną, niż leżeć w szpitalu nic nie robiąc i udawać, że żadna taka sytuacja nie miała miejsca. Weszłam do środka, pewien miły policjant zaprosił mnie do środka gabinetu komendanta Owena. - Dzień dobry - powiedziałam. - Dzień dobry. - No i co z nią? Wiadomo już coś w tej sprawie? - Lepiej będzie jak pani siądzie, panno Laverence. Przeraziłam się na te słowa. Moje myśli snuły już najczarniejsze scenariusze tego, co mogłam za chwilę usłyszeć. - Chyba nie powie mi pan, że ona...że ciocia, że umarła...? - do oczu ponownie napływały mi łzy, nie chciałam, aby to była prawda. - Niestety...Znaleźliśmy pańską ciotkę dzisiaj w nocy na cmentarzu, obok nagrobka jej męża, martwą. Prawdopodobnie było to samobójstwo, ale dla pewności musimy przeprowadzić sekcję zwłok. A, i jeszcze musi pani potwierdzić, czy to ona, tak na wszelki wypadek. - powiedział policjant spuszczając głowę. Nie za miło jest mówić komuś, że ktoś mu zmarł. - Przykro nam... Rozpłakałam się na dobre. - Wam jest przykro? - zapytałam płacząc, a raczej wylewając fontannę łez. - Czy pan wie, jak to jest? Komendant nie odpowiedział, pokiwał tylko znacząco głową do drugiego mężczyzny policjanta, który na znak jego komendy wyprowadził mnie z gabinetu podając mi szklankę wody. Poczułam jak gdzieś mnie prowadzi. Po jakichś 5 min. doszliśmy do chłodni, policjant rozkazał coś innemu, a następnie wprowadził mnie do pomieszczenia, gdzie na metalowym blacie leżało czyjeś ciało przykryte czarną folią. - Da pani radę teraz, czy przestawić to na kiedy indziej? - zapytał nagle z troską policjant. Powycierałam całe czerwone już oczy od łez i pokiwałam głową na znak, że dam. ,,Dobra Jenny - opanuj się. Teraz jest ostatnia nadzieja, że może policjanci się pomylili i tu leży teraz ktoś inny. Może to wcale nie Lucy...'' - myślałam ciągle. Jakaś pani, która pracowała na tym wydziale powoli odsłaniała folię, aż w końcu okazało się, że... __________________________________________________________ Tego się chyba nie spodziewaliście, co? Jak myślicie, kto to mógł być? Swoje opinie piszcie w komentarzach :) Sorry, że tak bez enterów, ale coś mi się porobiło tutaj i nie wiem jak zrobić, by znowu było normalnie. Tak więc póki nie rozgryzę co jest problemem to obawiam się, że właśnie tak będą wyglądały następne posty :( Pzdr;*

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Rozdział 12

Obudziłam się w szpitalu, nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam śpiącego obok mnie na krześle szpitalnym chłopaka.
- Niall? - zapytałam widząc otwierającego już oczy muzyka - Co ty tu robisz?
- Znalazłem cię przedwczoraj i ... (tu nie dokończył, bo mu przerwałam)
- Ale jak to ,,przedwczoraj''? - spytałam z niedowierzaniem.
- No tak to, przedwczoraj. Straciłaś dużo krwi, dlatego zemdlałaś. Trudno cię było w ogóle wybudzić, ale cieszę się, że jednak się obudziłaś. - posłał mi serdeczny uśmiech.
No tak, teraz zaczęłam sobie wszystko po kolei przypominać. Zniknięcie ciotki, pójście na policję i to załamanie nerwowe. Odruchowo popatrzyłam pod kołdrę na swoje nogi. Były całe w bandażach. Chciałam nimi poruszyć, ale nie mogłam. Bardzo mnie bolały.
- Zawołam doktora - powiedział Niall widząc moje wykrzywienie z bólu i wyszedł po takowego.
,,Ale ze mnie idiotka'' - pomyślałam. Zawsze twierdziłam, że cięcie się jest ostatnią rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobię kiedy będzie źle, a tu proszę - długo nie trzeba było czekać, aby do tego doszło. Byłam przez to zła sama na siebie.
- Już jestem! - z moich rozmyślań nad moim zachowaniem wyrwał mnie przejęty głos blondyna.
Doktor wyprosił z sali chłopaka w celu zbadania mnie. Ten trochę się opierał, ale ostatecznie wyszedł. Lekarz ocenił stan zdrowia moich nóg i stan psychiczny ( dalej byłam niezwykle rozdrażniona tym, że Lucy nie ma przy mnie teraz). Okazało się, że na odłamku z butelki było niezwykle dużo bakterii powodujących różne choroby, i że jakby Niall zjawił się choćby 15 minut później, to możliwe, że doszłoby nawet do amputacji. Przeraziłam się na tę myśl. Postanowiłam, że już nigdy więcej nie popełnię takiego głupstwa. A, że chciałam byż wytrwała w postanowieniach, to powiedziałam sobie również, że będę trzymać się z dala od szklanych butelek. Tak na wszelki wypadek.
Po wyjściu pracownika służby zdrowia Niall wrócił do mnie do sali z powrotem.
- I jak? - zapytał. Widać było po jego minie, że nie odpuści. W sumie normalnie jako ich fanka powinnam była się z tego cieszyć, że mój idol się mną interesuje, ale ze względu na taką a nie inną sytuację z ciocią Lucy jakoś zbytnio mnie to nie obchodziło.
- Serio AŻ TAK cię to interesuje?
Chłopak wyglądał na zdziwionego moją reakcją.
- Po prostu się o ciebie martwię, no wiesz, wtedy gdy cię znalazłem wyglądałaś nieciekawie. MARTWIŁEM SIĘ! - to ostatnie zdanie prawie wykrzyczał.
Samoistnie się uśmiechnęłam, nie wiem czemu, ale jego troska o mnie sprawiła, że poczułam się chciana. Takie miłe uczucie wtedy mnie ogarnęło, że no po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- A co z Lucy? - nagle przypomniałam sobie o zaginionej. - Jaką Lucy? - nie no, jego zdezorientowana mina wyglądała teraz tak słodko, że mało brakowało, a bym zrobiła mu zdjęcie w celu uwiecznienia jej.
- No Lucy, moja ciotka. Muszę pojechać na policję, to pilne.
- Ale nie możesz. Jeszcze przez tydzień musisz zostać na obserwacji. - blondyn mówił teraz stanowczym głosem, jak troskliwy ojciec.
- To wypiszę się na własne życzenie! Ja po prostu muszę. Ty tego nie zrozumiesz... - posmutniałam. - To mi to wytłumacz. - Kiedy ciebie to pewnie wcale nie zainteresuje a dla mnie jest piekielnie ważne. - No to o co chodzi? Może ja będę mógł pomóc? - Nie raczej nie... - odpowiedziałam i odwróciłam się w druga stronę, do okna. Łzy same zaczęły mi spływać po policzku. ,,Ale z ciebie mazgaj Jenny! Przy swoim idolu będziesz się rozklejać...'' - karciłam się w myślach. A może rzeczywiście będzie lepiej, jak się komuś wygadam? Jak mu o wszystkim opowiem? Nie wytrzymałam w końcu, a jego nalegania przyczyniły się jeszcze tylko do tego - opowiedziałam mu całą historię. Z wszystkimi szczegółami. Począwszy od powrotu z ich koncertu i nowymi znajomościami z Chris'em i Diego (jak o nich opowiadałam, to wydawać by się mogło, że Niall robi się zazdrosny ) aż do momentu, kiedy on mnie znalazł. Resztę przecież już znał. Gdy skończyłam mu to wszystko opowiadać chłopak wyglądał na zaciekawionego i (niestety) dalej upierał się przy swoim, by zostać do końca na obserwacji. - Ugh, Niall zrozum! Nie mogę! - wykrzyczałam, a on już się nie odzywał. ,, O matko, przestraszyłam swojego idola!'' - pomyślałam i w głębi duszy się cieszyłam, że dał już sobie z tym spokój. ___________________________________ No, więcej to więcej. Podoba się?

Rozdział 11

Na komisariacie siedziałam i czekałam aż mnie przyjmą jak na szpilkach. Tak bardzo się o nią martwiłam. W końcu to przecież moja ciotka i nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś jej się stało.
- Może już pani wchodzić. Komendant Owen się panią zajmie. - usłyszałam nagle i pospiesznie weszłam do środka. Zachciało mi się płakać.
- Dobry wieczór - odezwał się policjant szukając czegoś w swoich notatkach.
- Dla kogo dobry dla tego dobry - rzuciłam i z trudem powstrzymałam łzy. Bardzo kochałam swoją ciotkę, nie wiem czy bym przeżyła, gdyby i jej zabrakło wśród żywych.
Komendant słysząc mój już wilgotny ton głosu spojrzał na mnie, po czym dodał z troską:
- Niech pani siądzie i mi wszystko opowie, z najdrobniejszymi szczegółami.
Zrobiłam to co mi kazał, bardzo zależało mi na tym, by jak najszybciej zajęli się tą sprawą.
- Dobrze pani zrobiła przychodząc z tym do nas. Niech się już pani nie martwi, zapewniam, że znajdziemy pani ciotkę całą i zdrową - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się do mnie, bym się uspokoiła.
,,Oby to nie były kolejne puste słowa, tylko prawdziwe zapewnienia'' - pomyślałam po czym opuściłam komisariat i skierowałam się ku domowi, z nadzieją, że może jednak ona tam będzie, że nic tak naprawdę się nie wydarzyło i że jak wrócę do domu, to zastanę ją radosną i uśmiechniętą krzątającą się po kuchni (gastronomia była jej hobby).
Była już 23:00. Postanowiłam, że zadzwonię jeszcze raz do cioci, niestety po raz kolejny nikt nie odebrał słuchawki. Słychać było tylko odgłos oczekiwania na połączenie.
Doszłam do domu, nie było jej tam. Pomimo późnej godziny nie miałam ochoty na spanie, wręcz przeciwnie - chciałam ją odnaleźć. Poszłam do parku myśląc, że może tam ją znajdę. I choć wiedziałam, że na pewno jej tam nie będzie i tak nie traciłam nadziei.
- Proszę, ciociu. Znajdź się - powiedziałam w końcu pełnym troski i wilgotnym głosem, a do moich oczy łzy cisnęły się same - Proszę...
Cała zmęczona nieudanym poszukiwaniem i tym całym stresem z tym związanym usiadłam na pobliską ławkę. Zaczęłam płakać jak dziecko. Mimo, że bardzo tego chciałam, nie potrafiłam inaczej.
Rozejrzałam się za siebie, w parku nie było prawie nikogo, tylko może z jakichś pięciu bezdomnych śpiących na obrzeżach parku.
Spojrzałam przed siebie. Stała tam szklana butelka, pewnie po jakimś żulu czy kimś.
Zaczęłam ją delikatnie kopać nogą. Nie wiem czemu, ale coś w środku mówiło mi ,,Rozbij ją! Potłucz i weź kawałek!''. Nieświadoma wtedy niczego zrobiłam to. Nagle poczułam ból w lewej nodze. Spojrzałam na nią i ujrzałam wbity kawałek szkła w moją skórę, z którego coraz bardziej zaczęła wypływać krew. Piekło niesamowicie mocno.
Wyciągnęłam ten kawałek i wzięłam go do ręki. Poczułam, że w sumie nie mam tu już nikogo bliskiego, a samej w tak dużym mieście jakim jest Londyn przetrwać będzie ciężko. Przecież nie powiem rodzicom, co się stało z Lucy, Alex'owi też nie, bo wygada. Poczułam się kompletnie bezradna. Nic więcej nie mogłam już przecież w tej sprawie zrobić, a jednak serce podpowiadało inaczej, że ta cała bezsilność może się skończyć a ból może minąć, wystarczy tylko ten jeden kawałek szkła...
Zmęczona ciągłym i nieustannym płaczem nie myślałam już racjonalnie, logicznie... w ogóle nie myślałam.
Zamknęłam oczy, dotknęłam ostrych krawędzi odłamka, już miałam to zrobić, już było tak blisko, do zetknięcia powierzchni szkła z moją skórą na nadgarstku brakowało już dosłownie kilku mm, gdy usłyszałam   krzyknięcie jakiegoś chłopaka (poznałam po niższym głosie):
- Hej, co ty robisz? Ty... czy ty krwawisz? - usłyszałam jego przerażony i zresztą znajomy głos, nie mogłam sobie tylko przypomnieć skąd go mogłam znać.
 Przestraszona otworzyłam oczy opuszczając przy tym kawałek szkła, który, tak jakby do tego miało dojść, wbił się w moje udo. Przerażona widokiem moich nóg całych we krwi zemdlałam...
Obudziłam się w szpitalu (...)...
_________________________________________________________________________________
No to taki mi dzisiaj wyszedł. Myślę, że się podoba :).
Tak się zastanawiam, czy dodawać rozdziały częściej, ale mniej więcej takiej długości jak ten, czy tak jak dotychczas, ale dłuższe. Rozmyślam nad tymi dwiema opcjami i właśnie nie wiem, która byłaby lepsza. Piszcie co o tym myślicie w komentarzach ;D.
P.S. 
Powodzenia jutro na testach 3 GIM!!!!! Trzymam za Was kciuki...
Pzdr ;*

piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział 10

Koło niej stali jacyś chłopcy, nie znałam ich. Emily widząc mnie, powiedziała im coś (niestety nie usłyszałam co) na co oni sobie poszli. Gdy do niej podeszłam od razu zapytałam:
-Kto to był?
-Ale kto? - zapytała.
Czy ona uważa mnie za idiotkę? Chyba nawet głupi się domyśli, o kogo chodzi.
Dziewczyna widząc moją minę od razu zorientowała się, co miałam na myśli.
- Ach, oni? Poznałam ich dzisiaj rano w parku. Całkiem fajni goście.
- Aha, to spoko. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Ona zrobiła to samo.
- To jacy oni są i przede wszystkim, kim oni są? - spytałam w końcu umierając z ciekawości. Wydawali się być fajni, no i - ładni xd.
- Ten szatyn to Chris, a blondyn to Diego.
- Diego? - ,, dziwne imię'' pomyślałam i nie ukrywałam zaskoczenia.
- Tak, nie jest stąd, więc chyba rozumiesz...
- Tak, to wszystko wyjaśnia - powiedziałam, po czym wypytywałam ją o szczegóły i ich charakter.
Emily posłusznie na na te wszystkie pytania odpowiadała z entuzjazmem. Ani się obejrzałyśmy, a już minęły 2 godziny.
- Dobra, pora się zbierać.
- Czekaj, odprowadzę cię. - zaproponowała Emily, a ja nie zamierzałam protestować.
Szłyśmy ulicą i gadałyśmy o tym, jak spędziłyśmy dzień. Ja opowiedziałam jej o koncercie i One Direction, a ona mi co robiła dzisiaj z Chrisem i z Diego.
Z tego co mi o nich opowiadała, wywnioskowałam, że są całkiem normalni. Tacy dobrzy kumple, ale kto wie, może jednak się mylę...
Szybko doszłyśmy do mojego domu, przytuliłyśmy się na pożegnanie i umówiłyśmy na nocny spam na fb.
,, Ciociu Lucy, szykuje się nieprzespana noc!!!'' - w duchu już nie mogłam się tego doczekać.
 Nastała upragniona godzina, a mianowicie - 22:59.
- Nasz nocny spam czas zacząć!!! - wykrzyknęłam na całe gardło i mogę się założyć, że tam, po drugiej stronie monitora, Emily zrobiła dokładnie to samo, co ja.


Poszłam spać o 3:43. Wymiękłam, jednak takie spamowanie nie jest stworzone dla mnie. ,, A szkoda'' - pomyślałam i zasnęłam kamiennym snem.
Obudziłam się grubo po 15:00. To i tak rekord, zważywszy na dzisiejszy spam.
Zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie śniadania, ale nagle zorientowałam się, że Lucy nie ma w domu.
- Pewnie gdzieś wyszła i zaraz wróci - pomyślałam i zaczęłam się brać za robienie sobie omleta.
Jednak minęła 2 godzina, 3, 4, a jej dalej nie było. Postanowiłam poszukać jakiejś karteczki, którą mogła dla mnie zostawić, ale żadnej takiej nigdzie nie było.
Zadzwoniłam do niej - nie odbierała.
- No co z nią? Gdzież ona jest?! - wykrzyczałam, bardzo się o nią martwiłam.
Była już 20.00, a jej dalej nie było.
- Idę na policję - powiedziałam i wyszłam.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział 9

Występ chyba naprawdę spodobał się publiczności, fanki dosyć ciepło mnie przyjęły, co mnie trochę zaskoczyło, bo spodziewałam się innej reakcji z ich strony na mój wokal.
- Wow, dziewczyno, czy ty siebie kiedyś słyszałaś? - zapytał mnie Zayn, kiedy już zeszliśmy ze sceny.
- Tak wiem, bardzo fałszuję, ale przecież przeżyliście, więc to chyba dobrze, nie? - odpowiedziałam, na co wszyscy wybuchli głośnym śmiechem - No co?
- A według ciebie to jak śpiewasz? Oceń swój głos w skali od 1 do 10. - usłyszałam rozbawionego Liam'a.
- Cóż, nie jestem piosenkarką, ani jakoś zbytnio utalentowana, ale co tam szkodzi mi trochę sobie posłodzić. Niech będzie 3/4.
- To 3 czy 4?
- 3 i pół.
Wszyscy popatrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- No co z wami? Czemu na mnie tak patrzycie? - poczułam się trochę nieswojo, gdy oni tak wlepiali we mnie swój wzrok.
- Aż tak nisko siebie oceniasz? - spytał Niall.
- No a jak jest według was?
- No my byśmy dali ci akurat 10/10. - odpowiedział za wszystkich Harry, na co wszyscy jak na komendę przytaknęli mu kiwając głowami.
Teraz to ja otworzyłam szeroko oczy.
- No co taką minę zrobiłaś?
- Bo..wy mnie wpieniacie! - wydukałam nagle - Nie śpiewam aż tak dobrze.
- A założymy się?
- Nie.
- No więc widzisz.
- Dobra, koniec tematu. - spojrzałam na zegarek. Było już nieco późno - To ja może będę się już zbierać. - powiedziałam, na co usłyszałam chóralne ,, pa'' i wyszłam.
Na szczęście ubrania zdążyły już wyschnąć, za to okropnie się lepiłam i lekko zajeżdżałam sprite'em.
Wzięłam taksówkę, a gdy byłam już w domu, to postanowiłam się wykąpać. Cioci tak jak przypuszczałam jeszcze nie było, więc mogłam sobie pozwolić na dłuższą kąpiel.
Po wyjściu z łazienki przebrałam się w TO,  a następnie postanowiłam,  że pooglądam sobie telewizję.
Właśnie sięgałam po pilota, by włączyć TV, gdy nagle dostałam sms'a, był od  Emily, a brzmiał on tak:
,, Hej, tu ja - Emily.
Spotkajmy się za 10 min w parku.''
Odpisałam jej ,, OK'' , wyrwałam małą kartkę z zeszytu i zostawiłam wiadomość dla Lucy, gdzie będę, bo coś mi się zdaje, że posiedzimy razem do bardzo późna.
Poszłam do parku, tam dostrzegłam czekającą już na mnie dziewczynę, jednak nie była sama. Koło niej stali...
____________________________________________________________
Trochę krótki i dziwny ten rozdział, ale ostatnio jakoś nie mam weny. Chodzę totalnie rozkojarzona i o wszystkim zapominam, dlatego jak pojawią się jakieś błędy, to szczerze za nie przepraszam.
Pzdr dla czytelników ;*


poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 8

Nagle poczułam wodę na sobie. Otworzyłam oczy i ujrzałam 5 dobrze mi znanych twarzy przed sobą.
- Przepraszam, ale musieliśmy to zrobić. Zemdlałaś i trochę baliśmy się o siebie. - powiedział jeden z chłopaków.
Spojrzałam na siebie, byłam cała mokra.
- Spoko, nic się nie stało. Ale taka mała rada na przyszłość - nie lepiej uderzyć w policzek czy coś?! Jestem cała jakby z...- dotknęłam swojej ręki, a potem sukienki. Były lepkie. - Czy to jest sprite? - zapytałam wąchając swój nadgarstek.
- No, no tak. - odpowiedział lekko zmieszany Harry - Niall, ty głupku. Musiałeś wypić całą wodę?
- Co ja? - zapytał oburzony blondyn.
- Spokojnie chłopcy, przecież nic się nie stało. - odpowiedziałam najmilej jak tylko umiałam, nie chciałam, by kłócili się przeze mnie.
Rozejrzałam się dokoła i doszłam do wniosku, że jestem w jakimś pokoju. Jeszcze nie byłam w tym miejscu, więc trochę się przestraszyłam.
- A tak w ogóle to gdzie ja jestem? - spytałam w końcu.
- W naszej garderobie. 
- Aha, a co z koncertem? - nagle przypomniałam sobie, po co w ogóle tu przyszłam.
- 5 min. przerwy. Dasz rade wyjść na scenę? - zapytał przejęty mną Zayn.
- Zayn cioto, przecież ona jest cała mokra. Nie zdąży wyschnąć przez 5 min., a na scenę tak chyba nie wyjdzie. Prawda..yyy...Jak ci na imię? - tak, tak. Niby tylko zapytali jak mam na imię, ale ja byłam taka podjarana w środku. Starałam się tego nie okazywać, ale chyba trochę marnie mi poszło, bo zaczęłam się jąkać.
- Je,Je, Jenny - wydukałam w końcu i kichnęłam, po czym usłyszałam chóralne ,,na zdrowie''.
- Dzięki.
- Chwila moment, ja cię skądś znam! - usłyszałam nagle głos Louis'a.
Wszyscy obecni w pokoju patrzyli to na mnie, to na Lou z pytającym wzrokiem.
- No tak, wtedy co na mnie nakrzyczałeś w sklepie - odpowiedziałam i spojrzałam na chłopaka.
- Tak, teraz pamiętam. Przepraszam za tamto. 
- Nie ma za co, w końcu nie twoja wina, że przyszłam w nieodpowiednim momencie w nieodpowiednie miejsce - zaczęliśmy się śmiać z Lou.
Chłopcy dalej stali i patrzyli się na nas kompletnie zdezorientowani, a mnie widząc ich miny chciało się jeszcze bardziej śmiać. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Przepraszam - wykrztusiłam, gdy już skończyłam swoją głupawkę.
Nagle do pomieszczenia wparował jakiś mężczyzna i oznajmił chłopcom, że została jeszcze minuta i trzeba będzie dalej kontynuować koncert.
- Dobrze, zaraz wyjdziemy - odpowiedział mu Liam, a ten tylko pokiwał głową i wyszedł.
- A po co w ogóle JA mam wyjść na scenę? - zapytałam zaciekawiona.
- Nasz menager wymyślił taki mały bonus, by jedna z fanek zaśpiewała z nami. A ty chyba jesteś naszą fanką, no nie? - zapytał mnie Harry.
- No baa. Kocham was, chłopcy - po tych słowach spaliłam buraka i szybko dodałam - to znaczy waszą muzykę! Nie, że was, bo wiecie, nawet was nie znam i to byłoby głupie - skłamałam.
Zespół popatrzył po sobie, pewnie już pomyśleli sobie, że jestem jakąś kolejną stukniętą fanką czy coś.
,,Och, Jenny! Kiedy ty się w końcu nauczysz, by trzymać język za zębami?'' -karciłam siebie w myślach.
- Dobra, to my idziemy kontynuować koncert, a ty jak chcesz to chodź z nami pośpiewać, a jak nie to poczekaj może na nas tutaj - zaproponował Niall.
- Nie no, ide z wami. Przepuścić taką okazję? Chyba śnisz! - powiedziałam, po czym wstałam i uśmiechnęłam się do każdego z osobna.
Chłopcy odwzajemnili uśmiech, dali mi mikrofon i wyszliśmy na scenę. 
- No pokaż mała no co cię stać - szepnął mi do ucha Harry i zapowiedział nasz wspólny występ.
_____________________________________________________
Pewnie spodziewaliście się takiego zakończenia, ale ja na chwilę obecną nie mogłam wymyślić nic innego. Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podoba ;P.
Chciałabym też wam podziękować za ponad 300 wejść i już 7 osób obserwujących ten blog! Jestem tym tak podjarana, że masakra. Uśmiech dosłownie nie schodzi mi z ust :).
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i zapraszam na swój drugi blog ;*

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 7 część 2

Jadąc na koncert byłam taka szczęśliwa, zdawać by się mogło, że aż chorobliwie szczęśliwa. Szczerzyłam się do każdej mijanej osoby, naprawdę. Nikt ani nic nie byłoby w stanie zniszczyć mojej radości w tamtej chwili.
Nawet moja ciotka cieszyła się z tego koncertu, czasami miałam wrażenie, że chyba jednak bardziej niż ja, ale potem za każdym razem gdy tak pomyślałam uświadamiałam sobie, że to przecież niemożliwe.
Ciągle zadawałam sobie pytania typu: ,,Czy będę miała okazję z nimi pogadać na żywo?'', ,,Jak to jest zobaczyć ich w realu?'' czy też ,, Ciekawe, czy się spodobam któremuś z chłopaków?''. Tak wiem, wiem - mam bujną wyobraźnię, ale pomarzyć nie grzech, prawda? Zresztą pewnie nie ja jedna chciałabym wiedzieć.
Miałam w głowie mnóstwo pytań, które po prostu przez moją ciekawość wręcz zżerały mnie od środka i już nawet wymyślałam do nich setki odpowiedzi, gdy nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie głos mojej ciotki:
- Ok, już jesteśmy.
Nie wiem czemu, ale nagle nogi i ręce zaczęły mi się trząść.
- Wszystko w porządku? - Spytała Lucy widząc, że się stresuję.
- Tak. - odpowiedziałam, chciałam jak najszybciej wysiąść z tego samochodu i wejść do sali, w której miał się odbyć koncert.
- Na pewno?- zapytała troskliwie.
- Tak, ciociu, Wszystko jest w jak najlepszym porządku, nie masz się o co martwić - rzuciłam nieco lekko podniesionym tonem.
Lucy spojrzała na mnie pytająco.
- Przepraszam cię ciociu. - zaczęłam się tłumaczyć - Nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje. Nie chciałam na ciebie naskoczyć, przepraszam.
- Nie masz za co skarbie, doskonale cię rozumiem. Sama kiedyś to przeżywałam ze swoim ulubionym zespołem.
Nie no nie wierzę. Moja ciotka i koncert? Dobra, nie wnikam...
- Ok, miło było pogadać, ale muszę już iść. Chyba nie chcesz, bym się spóźniła, prawda?
- Prawda żabciu.
Pomachałam ciotce na odchodne. Wzięłam kilka głębokich oddechów i skierowałam się do wielkiego budynku, w którym było już tyle fanek, że masakra. Nie było żadnych szans, by siedzieć w pierwszym rzędzie.
- Jaka szkoda... - pomyślałam i postanowiłam zająć miejsce w piątym rzędzie (tylko tam zostały jeszcze miejsca, jak ktoś chciał siedzieć w miarę blisko sceny).
To był taki trochę specyficzny koncert, bo nie trzeba było stać, tylko każdy zajmował wybrane przez siebie miejsce na krzesłach. Tak dla większej wygody, ale jakby się na to popatrzeć z innej perspektywy to były one tam zbędne, bo mało kto podczas koncertu swojego ulubionego zespołu siedzi, tylko stoi i się bawi w najlepsze.

Nagle podeszła do mnie jakaś pani, która widocznie tam pracowała i przypięła mi karteczkę z numerem 55 na sukienkę. Byłam kompletnie zdezorientowana, nie wiedziałam o co chodzi.
- Przepraszam bardzo, ale po co mi to? - zapytałam się jej prosto z mostu.
- Zobaczysz. - usłyszałam od niej w odpowiedzi i zrobiłam wielkie oczy. Na cholerę mi ta kartka?
Dziewczyna się tylko zaśmiała widząc moją minę ( no w sumie to jej się nie dziwię, musiałam pewnie wyglądać jak jakaś idiotka, która całkiem przypadkowo znalazła się na innej planecie) i puściła mi oczko, po czym odeszła w swoją stronę.
,, Co to miało być?'' - zapytałam się sama siebie, ale długo nad tym nie myślałam, bo właśnie zgasły światła,

a na sali momentalnie zapanowała cisza. Wszyscy usłyszeliśmy jakiś głos, który zapowiedział chłopaków. Zaraz po tym, gdy oni wyszli na scenę, fanki ponownie zaczęły piszczeć. Mnie już trochę uszy od tego bolały, ale doskonale je rozumiałam. Zaczęłam piszczeć razem z nimi.
Chłopcy najpierw zaśpiewali oczywiście WMYB, po czym zaczęli śpiewać Another World.
Byłam w siódmym niebie, kochałam tą piosenkę.
,,I'll lift you up, I'll never stop. You know I'll take you to another world'' - śpiewała cała sala razem z nimi, ja nie byłam gorsza. Wydzierałam się na całe gardło.
Gdy piosenka się skończyła chłopcy poprosili o ciszę. Nie ukrywam, wszystkich to bardzo zdziwiło, ale no cóż, skoro proszą to niech mają.
Niall: A teraz chcielibyśmy poprosić na scenę osobę z numerem 55.
Zemdlałam...

Informacja

Hej wszystkim!!!
Chcę Was poinformować, że założyłam jeszcze jeden blog, ale nie jest on o One Direction. Może Was zaciekawi, przynajmniej mam taką nadzieję. 1 rozdział dodam jutro, albo dzisiaj wieczorem, na tym blogu też postaram się dodać jeszcze dzisiaj, bo coś nie chce mi się czytać tej książki ;p. No ale no nic, tutaj macie link do mojego nowego bloga:
http://love-friendship-holiday.blogspot.com/
Pzdr ;*

sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział 7 część 1

- Jenny, wstawaj! - usłyszałam nagle znany mi głos mojej ciotki. Nie zareagowałam i postanowiłam dalej spać.
- No chyba, że wolisz spóźnić się na koncert, jak tak to możesz spać cały dzień.
- Co? Koncert? Ach tak, zupełnie o nim zapomniałam! - dopiero teraz oprzytomniałam i zerwałam się z łóżka w tempie natychmiastowym.
,,Nie ma to jak zapomnieć o koncercie ulubionego zespołu. Chyba tylko ja tak potrafię'' - pomyślałam i pośpiesznie wzięłam się za konsumowanie zrobionego przez moją ciotkę śniadania.
- A która tak w ogóle jest godzina? - zapytałam z ciekawością i nadzieją w oczach, że może jednak będę mogła jeszcze pospać, a koncert zacznie się dopiero za jakieś 2 czy 3 godziny.
- 13:00, a z tego co wiem to koncert zaczyna się o 14:00, ale jeśli nie chcesz podpierać ścian tylko stać w pierwszych rzędach to radzę się nie zwlekać. - odpowiedziała na moje pytanie, a ja wcale nie oczekiwałam TAKIEJ odpowiedzi.
-Hej, hej...a może by tak wolniej? - rzuciła troskliwie Lucy patrząc, jak  szybko połykam kolejne kromki z moją ukochaną nutellą.
- Nie da rady ciociu! - powiedziałam, a raczej krzyknęłam biegnąc już po schodach w stronę łazienki.
- No okej, okej. W takim razie radziłabym ci się pośpieszyć, bo zostało ci jeszcze jakieś pół godziny nie licząc dojazdu.
- Że co? - byłam trochę zła na ciocię, że nie obudziła mnie wcześniej.
- No mówię, że zostało ci jeszcze... - Lucy wyraźnie podkreśliła ostatnie słowa, ale nawet nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi, bo jej przerwałam.
- TAK WIEM!
- Dobra, już się nie odzywam - usłyszałam i pobiegłam się ubrać.
Po kilku próbach przebierania się doszłam do wniosku, że ubiorę TO, a włosy rozpuściłam i wybiegłam z pokoju pokazać się cioci, by oceniła ten zestaw.
- No, no. Widzę, że ktoś tu idzie nie tylko na koncert... - powiedziała zabawnie ruszając przy tym brwiami, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. Byłam już wystarczająco wkurzona i ona o tym doskonale wiedziała, a mimo to i tak nie darowała sobie złośliwych uwag czy komentarzy.
- Dobra i tak niech już zostanie to, bo nawet jakbym chciała nie ma już czasu na przebieranie się. Podwieziesz mnie ciociu? - zapytałam najmilej jak tylko umiałam + dorzuciłam do tego minę smutnego pieska. I było tak, jak myślałam - zgodziła się bez żadnych ''ale''.
- Wsiadaj do auta, tylko wezmę klucze i już jedziemy.
- Super.
Sprawdziłam tylko jeszcze czy wszystko wzięłam, czyli klucze (tak jakby cioci nie było jak będę wracać), telefon, bilety itd. Ok, wszystko jest.
Biegiem skierowałam się w stronę wyjścia i z niecierpliwością oczekiwałam ciotki.
- No nareszcie! - wykrzyknęłam, gdy ujrzałam ją wychodząca z domu.
_________________________________________________________
Od razu na wstępie chciałabym podziękować osobom, które czytają mój blog i go komentują. To znaczy dla mnie bardzo dużo, bo chciałabym wiedzieć, jak piszę, jakie błędy popełniam i ewentualnie je zacząć poprawiać. Nie ukrywam, ale byłam miło zaskoczona jak zobaczyłam, że jest już ponad 100 wejść. Dziękuję Wam za to!!! Kocham Was!!! <3 ;*


Jest to na razie część pierwsza, bo jakby połączyć to z drugą to wyszedłby całkiem długi rozdział, a ja nie miałabym co dodać następnym razem. A co do tego dodawania, to dodam jutro pod wieczór albo dopiero w poniedziałek, bo muszę jeszcze przeczytać lekturę w ten weekend a mi się strasznie nie chce. Jeszcze żeby to była ciekawa książka to nie, musi być akurat lektura szkolna, ugh...
Tak więc następnego rozdziału spodziewajcie bliżej poniedziałku ;p.

piątek, 13 kwietnia 2012

Rozdział 6

Gdy byłam już w parku usiadłam na pierwszej lepszej ławce.
- Muszę chwilę odpocząć, nogi mnie już bolą. - powiedziałam sama do siebie.
- Przepraszam, mogę się dosiąść? - usłyszałam nagle. Odruchowo odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos.
Przede mną stała wysoka brunetka z piwnymi oczami, na oko w moim wieku.
- Jasne, siadaj.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Jestem Emily Blockstone, a ty? - zapytała.
- Jenny Laverence, miło mi.
- Mnie też. Akurat wczoraj przyleciałam tu z USA i jeszcze nikogo nie zdążyłam poznać - zaśmiałam się.
- No, teraz już znasz mnie - rzuciłam i obie się zaśmiałyśmy - Ja też dopiero wczoraj tu przyleciałam, więc nie jesteś sama.
- A skąd jesteś?
- Z drugiego końca kraju. Przyjechałam tu na wakacje i koncert ulubionego zespołu, który grają jutro, a ty? Dlaczego tu przyjechałaś? - nie ukrywam, ale nie wiem czemu ciekawiło mnie to.
- Mama dostała awans w pracy, co było jednoznaczne z przyjazdem tutaj. 
- Więc rozumiem, że jesteś tu całą rodziną?
- Tak. Ej, właśnie, a może chciałabyś poznać mojego brata, Luke'a? Był tu gdzieś, ale zwiał mi z oczu...
- Z miłą chęcią go poznam, ale nie chcę też sprawiać kłopotu.
- Nie sprawiasz, on po prostu lubi od czasu do czasu gdzieś znikać.
- O! Widzę go! - krzyknęła nagle Emily i zaczęła drzeć się w stronę brata.
- No przepraszam, ale jestem tu pierwszy raz i chyba mam prawo się zgubić, no nie? - zapytał gniewnie. Miałam wrażenie, że jakby wzrok mógł zabijać, to właśnie Luke uśmierciłby swoją siostrę.
- Dobra, nieważne. Muszę ci kogoś przedstawić.
Luke wyglądał na trochę zdziwionego moją obecnością. ,,Kurde, kolejny, który ma do mnie pretensje nie wiadomo za co''- pomyślałam.
- Cześć, jestem Luke, Luke Thender, ale mów mi Lucky.
- Hej, a mogę o coś spytać?
-Wal śmiało. - usłyszałam w odpowiedzi.
- Wy naprawdę jesteście rodzeństwem? Przecież macie inne nazwiska i w ogóle, nie podobni jesteście do siebie.
Luke i Emily się tylko zaśmiali.
- Bo widzisz, nie powiedziałam ci o jednym. Lucky jest moim przyrodnim bratem z pierwszego małżeństwa taty.
- Aha... - odpowiedziałam beznamiętnie - Nie wiedziałam.
- Jak każdy, kto widzi nas pierwszy raz - usłyszałam i  zaczęliśmy się śmiać.
Spędziliśmy wspólnie resztę dnia, zdążyłam się z nimi nieźle zakumplować. W ich towarzystwie kompletnie straciłam wyczucie czasu. Ciotka musiała do mnie dzwonić, by dowiedzieć się, co ze mną, bo już chciała zgłosić moje zaginięcie. Fakt, od czasu mojego wyjścia nie dałam jej znaku życia, ani moim rodzicom, a co dopiero Alex'owi, więc pierwsze co zrobiłam po przyjściu do domu to zadzwoniłam do mojej kochanej rodzinki. 
Gadałam z nimi chyba z godzinę, opowiedziałam im o dzisiejszym dniu (pomijając oczywiście to zdarzenie z Louis'em i Eleonor) oraz podróży, a oni mi o tym, że już zdążyli się za mną stęsknić. 
Kiedy skończyliśmy rozmowę była już 22:00. 
- Och...! - westchnęłam ziewając - Muszę się wyspać na jutrzejszy koncert.
I nie wiele więcej myśląc poszłam się wykąpać. Po kąpieli położyłam się w moim nowym przewygodnym wyrku i nawet nie wiem kiedy usnęłam.


czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozdział 5

Szłam już tak może z dobre pół godziny, gdy zobaczyłam mały uroczy sklepik na rogu jakiejś ulicy (nawet nie wiedziałam dokładnie, gdzie byłam). Postanowiłam wejść i zobaczyć, czy jest w nim coś godnego uwagi. Otworzyłam drzwi i... zamurowało mnie. Czy tam stał Louis z 1D? Przypatrzyłam się dokładniej - tak, to był on! Akurat rozmawiał o czymś zawzięcie z pracownicą sklepu, widać, że oboje mieli zły humor.
Nie ukrywam, ale byłam ciekawa o czym oni tak dyskutują.
Stałam tam przy tych drzwiach nieruchomo, nie wiedziałam czy podejść i poprosić o ten głupi autograf, czy też nie. Musiało to bardzo debilnie wyglądać, ale no cóż. W końcu spotkać taką gwiazdę w pierwszym lepszym sklepie nie zdarza się na co dzień.
- W czymś pomóc? - usłyszałam nagle głos ekspedientki.
-Nie, na razie nic. Tak tylko oglądam ale dziękuję - rzuciłam w jej stronę usilnie poszukując czegoś, co by przykuło moją uwagę.
Chwila moment, czy ta ekspedientka to nie Eleonor - dziewczyna Lou? Tak, to ona!
Podeszłam bliżej kłócącej się już ze sobą pary, kiedy nagle Lou się popatrzył w moją stronę z miną pełną nienawiści. Nie wiedziałam czemu, ale też nie próbowałam wnikać dlaczego.
- I co się tak gapisz?  Nudzi ci się czy co? - usłyszałam nagle od niego, po czym nie zdążyłam się zorientować a on już opuścił sklep zostawiając zapłakaną Eleonor ze mną.
Nie wiedziałam czy podejść do niej, czy też nie. W końcu się przecież nie znałyśmy. Zadecydowałam jednak, że chyba opuszczę sklep. Tak też zrobiłam.
Kiedy byłam już na zewnątrz próbowałam w myślach znaleźć powód ich kłótni, niestety - na nic.
- Wow - powiedziałam tylko sama do siebie i udałam się w stronę najbliższego parku.
,,Oby nie miał  takiego humoru na koncercie'' pomyślałam i aby więcej o tym nie myśleć wzięłam kilka głębokich oddechów.
_____________________________________________________________
A teraz chciałabym podziękować mojej drogiej Juliett za miłe słowa i komentarze.
Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, dziękuję Ci za to ;*


Następny rozdział postaram się dodać jutro.

Rozdział 4

Wychodząc z lotniska zaczęłam rozglądać się za ciotką Lucy. Nigdzie niestety nie mogłam jej znaleźć.
- No gdzież ona jest?! -powoli zaczęłam się już denerwować.
Nagle poczułam jak ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i...
- Ciocia Lucy! Gdzie ciocia była? Nigdzie nie mogłam cioci znaleźć. - zaczęłam.
- Witaj słońce. Po prostu byłam w toalecie.
- Ale tak długo?
- Nieważne. Powiedz mi lepiej jak ci minęła podróż?
- Lot był spokojny i bez żadnych turbulencji. A co tam słychać u ciebie?
- Cieszę się, że już nie będę musiała mieszkać sama. Zobaczysz, nie pożałujesz, że tu jesteś.
- Och, ciociu... jestem cała Happy na to :). - obie zaczęłyśmy się śmiać.
Całą drogę do domu mojej cioci wygłupiałyśmy się i wspominałyśmy czasy, gdy byłam jeszcze mała, a ciocia Lucy nie mogła się nadziwić, jak ja to szybko wyrosłam.
- Przy was, moje kochane dzieci, czuje się jakbym była już starą panną.
- Oj ciociu, wyglądasz świetnie. Nie masz się czym zadręczać.
Po śmierci wujka ciotka często wracała do czasów z dzieciństwa, w ten sposób przynajmniej myślami mogła chociaż trochę powspominać wuja Ruperta. Ja też bardzo za nim tęskniłam, pamiętam jeszcze, jak wspólnie się wygłupialiśmy gdy nas odwiedzał. Było naprawdę fajnie, ale teraz on odszedł, a ciocia nie do końca się jeszcze z tym pogodziła. 
Nagle poczułam, jak auto się zatrzymało.
- Ok, już jesteśmy. - powiedziała moja towarzyszka.
- Szybko - stwierdziłam i posłałam szeroki uśmiech ciotce.
- Chodź, pokażę ci twój pokój.
Posłusznie poszłam za ciocią targając swoją <już ciężką> walizkę. Byłam taka szczęśliwa, że tu jestem, aż trudno opisać to słowami. To było dla mnie jak spełnienie marzeń.
Weszłam do pokoju i ujrzałam: granatowo - zieloną  sypialnię z wielkim łóżkiem, na którym było rozłożone tonę poduch w różnych kolorach i o różnej wielkości, długie, ciemne zasłony oraz ciemnobrązowe meble. Uwagę przykuł również wielki na pół pokoju biały, miękki dywan, który od razu mi się spodobał. Wystój był naprawdę elegancki, ale dało się poznać tam także młodzieżowe podejście do sprawy projektanta ( ciocia wynajęła do projektowania wystroju domu i ogrodu projektantów). 
- I jak, podoba się?
- Nawet ciocia nie wie jak bardzo.
- W takim razie się cieszę, że się podoba.
Przytuliłam Lucy i wzięłam się za rozpakowywanie.
Zajęło mi to trochę czasu, nie powiem, że nie. Gdy skończyłam była już 9:00 rano. Wcale nie byłam śpiąca ani zmęczona, wręcz przeciwnie- chciało mi się biegać, tańczyć, ogólnie ruszać. Poczułam jedynie głód, więc zjadłam kanapkę, którą wcześniej zrobiła mi ciocia myśląc, że nie jadłam śniadania i postanowiłam wyjść zapoznać się z okolicą.
- Taki spacerek na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi - pomyślałam i ruszyłam prosto przed siebie.

Rozdział 3

Budzik zadzwonił o 2 w nocy. O dziwo wstałam bez żadnego narzekania. Zwykle przecież śpię do 12 po południu, no ale na taką okazję jaką jest zobaczenie One Direction na żywo mogłabym w ogóle nie spać.
Moje rozmyślania jednak bezczelnie przerwał głos dobiegający zza okna. Lekko wkurzona podbiegłam do niego, by zobaczyć, co się tam dzieje. Niestety nie zauważyłam niczego ani nikogo kto mógłby powodować ten hałas.
- No trudno - pomyślałam i zabrałam się za szykowanie do wylotu.
Ubrałam biały top na ramiączkach ze złoto czarnymi naszytymi guzikami przy dekolcie  i falbaniastą, kolorową spódnicę przed kolano. Na to czarno-szary sweterek i byłam prawie gotowa. Uczesałam się w koka i ubrałam granatowe sandałki - teraz pozostało mi tylko się umalować i coś zjeść. Spojrzałam na zegarek, była już 2:35.
- O nie, muszę się sprężyć, bo nie wybaczę sobie, jeśli spóźnię się na samolot! - powiedziałam i pospiesznie zeszłam, a raczej zbiegłam na dół w celu zjedzenia śniadania. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem a potem szybko pognałam do łazienki się umalować.
Gdy byłam już cała gotowa poprosiłam tatę by mnie podwiózł. Niechcący obudziłam też mamę, a ta obudziła Alex'a.
- Pa córciu, będziemy tęsknić - powiedziała mama ze łzami w oczach i przytuliła się do mnie.
- Ale ja jadę tam tylko na wakacje, nie na całe życie - mama się zaśmiała.
- Tak wiem skarbie, ale i tak będę tęsknić. Dzwoń do nas w wolnej chwili.- i tu moja rodzicielka się rozpłakała. Teraz to ja ją przytuliłam. Potem spojrzałam na brata a ten podszedł do mnie i mnie mocno przytulił po czym powiedział tylko ,, Będę tęsknić'' i pocałował mnie w policzek.
- Obiecuję, że będę dzwonić tak często, jak to tylko możliwe. - powiedziałam.
- Nie chcę was poganiać, ale Jenny chyba nie chce spóźnić się na samolot, prawda? - usłyszałam ojca.
- Jasne tatku. - widziałam łzy w oczach mojej mamy, próbowała je ukryć, ale coś jej to nie wychodziło. - Pa wam wszystkim, będę tęsknić! - rzekłam i posłałam im całusa na pożegnanie.
Nie ukrywam, też chciało mi się płakać, ale to już chyba bardziej ze szczęścia, że spotkam takie gwiazdy jak 1D.
Gdy byłam już na lotnisku - a cudem zdążyłam- mój tata uścisnął mnie na pożegnanie i powiedział: ,, Uważaj na siebie'' , na co ja odpowiedziałam ,,Oczywiście tatku'' i się uśmiechnęłam.
Odchodząc w głąb lotniska, po odbiór biletów, pomachałam mu a on, chwila moment, czy on... płakał?! Tak, mój tata właśnie płakał.
- Świetnie, że wszyscy przeze mnie płaczą - pomyślałam wtedy i poszłam dalej.
Gdy weszłam już na pokład samolotu stwierdziłam, że już chyba nie zasnę jeszcze raz, więc wzięłam się za czytanie książki. Była bardzo ciekawa, naprawdę. Tak się w niej zaczytałam, że nie zorientowałam się, że to już koniec lotu. Dopiero pani siedząca obok mnie mi to powiedziała, a ja poczułam, że od tej pory zaczęła się moja przygoda  życia...

_______________________________________________________________________
Wiem, trochę dziwny ten rozdział. ale nie wiedziałam jak go napisać, więc taki jakiś wyszedł. Za wszelkie błędy przepraszam xd.
P.S.
Jeśli w ogóle ktoś to czyta to proszę, by zostawił po sobie komentarz. Z góry dziękuję.

środa, 11 kwietnia 2012

Rozdział 2

- Jenny, musimy poważnie porozmawiać...
O, nie! Tylko nie te słowa! Tak bardzo ich nienawidziłam, bo brzmiały one jak wyrok śmierci.
- O co chodzi tatku?- zapytałam najdelikatniej jak tylko umiałam.
- Bardzo lubisz tych chłopców z tego twojego ulubionego zespołu?
Zamurowało mnie. To chyba oczywiste, ale czemu on zadał mi akurat takie pytanie?
- No tak, nawet bardzo. Kocham ich muzykę! - starałam się ukryć swoje zaskoczenie. - Ale skąd to pytanie?
- Bo widzisz, córka mojego dobrego przyjaciela z dzieciństwa nie przepada za tym zespołem, a ty tak, a on kupił jej bilety na ich koncert nie wiedząc o tym, a szkoda by bilety się zmarnowały. Jesteś już prawie pełnoletnia, więc  razem z matką doszliśmy do wniosku, że może chciałabyś pojechać?
- Żartujecie sobie ze mnie? Jasne, że TAK!!! - już nie wytrzymałam, musiałam to wykrzyczeć.
- Ale...
- Ale co?
- Nie masz jeszcze skończonych 18 lat, więc twój brat pojedzie z tobą. - w tym momencie mina mi zrzedła.
- Tato, naprawdę muszę?! - najwyraźniej Alex'owi też nie odpowiadało takie rozwiązanie.
- Tak synu, musisz.
-Mamo? Powiedz tacie, że za 3 miesiące skończę 18 lat, więc nie ma się o co martwić! - zwróciłam się błagalnym tonem do matki, ale ona tylko westchnęła i mało brakowało, a zaczęłaby swoje kazanie na temat: ''Dzieci muszą słuchać się rodziców bez żadnego ale'', ''Powinnaś nam za to dziękować, że w ogóle cię puszczamy'' itd.
- No dobrze. - ponownie usłyszałam niski głos mego ojczulka i obdarowałam go błagalnym spojrzeniem.
On przeprosił nas na chwilę i zadzwonił do kogoś. Nikt nie wiedział, o co mu mogło wtedy chodzić.
Odwróciłam się w stronę taty i usłyszałam :
- Jest jeszcze jedno wyjście. Myślę, że ci się spodoba.
- ?
- Mianowicie pojechałabyś na całe wakacje, podkreślam CAŁE wakacje do ciotki Lucy, ona mieszka w Londynie, jest sama. Zadzwoniłem do niej i ucieszyła się, że nie będzie musiała samotnie spędzać wakacji. No więc, ona będzie się tobą opiekować, a ty w zamian za to będziesz robiła wszystko to, co będzie chciała i wymagała od ciebie Lucy, jasne?
- Tato, kocham cię! - powiedziałam i mocno go przytuliłam.
- Dla mojej córeczki wszystko. - odrzekł i się uśmiechnął. Alex tylko wywrócił oczami i poszedł do swojego pokoju.
- Mam nadzieję, że przez ten wyjazd nie zawalisz nauki - oczywiście mama musiała wtrącić swoje trzy grosze.
- Mamo, są wakacje!
- No dobrze, dobrze. To pokaż mi swoje świadectwo.
- Proszę - przez cały czas trzymałam je w ręku.
- O! Same 5 i 6 a do tego czerwony pasek! Córcia, jestem z ciebie dumna.
- Ja też- powiedział tato na co ja odpowiedziałam uśmiechem.
- Dziękuję wam, za wszystko. - rzekłam i poszłam się pakować, w końcu już jutro wyjeżdżam.

Wyciągnęłam wielką walizkę spod łóżka, otworzyłam szafę i jak zwykle zaczął się odwieczny problem wszystkich nastolatek pt. ,,Co ze sobą wziąć?''. Niby wielka walizka, ale biorąc pod uwagę buty, kosmetyki, laptopa (babcia nie miała ani komputera, ani laptopa) i oczywiście ciuchy, to naprawdę trzeba było się mocno nakombinować, by to wszystko pomieścić, nie mówiąc już o torebkach czy książkach.
- No moja droga, teraz to się zacznie . -pomyślałam i zaczęłam przeglądać wszystkie rzeczy, jakie tylko miałam w swojej garderobie.
Po  jakiś 4 godzinach byłam już spakowana i uszykowana do snu, bowiem okazało się, że wyjeżdżam o 3 w nocy, a wyspać się musiałam. Wtedy nie spodziewałam się jeszcze, co mnie spotka przez najbliższe dni...



Rozdział 1

- Drryyyyń! - usłyszałam nagle dźwięk budzika.
- No nie, znowu ta głupia szkoła! Tak mi się nie chce do niej iść!!! - powiedziałam sama do siebie, no ale co mogłam zrobić? I tak trzeba było pójść, tym bardziej, że był to ostatni dzień szkoły.
Zeszłam na dół, do kuchni i ujrzałam w niej swojego brata, Alex'a, który przygotowywał właśnie sobie śniadanie.
- Hej brat, też mi zrób tosta - rzuciłam i wzięłam się za parzenie dla nas herbaty.
- Ok. Ja chcę miętową - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Już się robi. - odwzajemniłam uśmiech (choć niechętnie, bo myśl, że jeszcze raz muszę iść do tej paskudnej szkoły przyprawiała mnie o zawrót głowy) i poszłam się ubrać.
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej granatową falbaniastą sukienkę do połowy długości ud (tak jest - kocham mini xd), jasno zielony sweterek, zielone sandałki na 3cm obcasie i beret pod kolor. Założyłam srebrny   naszyjnik, który dostałam na 15 urodziny od Alex'a i z powrotem zeszłam, by zjeść swoje śniadanie.
- Wow, siostra, jak ty dzisiaj ślicznie wyglądasz! - podszedł mnie przytulić.
- Dziękuję za miłe słowa, ale i tak wiem, że naprawdę tak nie uważasz.
- Co? Nie! Naprawdę ładnie wyglądasz.
- Taka ściema to nie u mnie, ale dzięki.
I tak o to właśnie zaczęła się nasza sprzeczka, a ja bardzo je lubiłam, bo w gruncie rzeczy dostawałam wtedy od niego sporo komplementów.
- Chcesz się ze mną kłócić?
- Tak! - i pokazałam mu język a on się tylko zaśmiał - No co? - zapytałam.
- Nie nic. Lepiej już jedz, bo tost jest już zimny a herbata lekko wystygła. - i posłusznie zaczęłam się brać za jedzenie.

W szkole na apelu tak bardzo mi się nudziło, że mało brakowało, a bym zasnęła. Dyrektor chyba przez godzinę wygłaszał swoją mowę na temat uczniów, bezpieczeństwie na wakacjach i takich tam rzeczy, które w ogóle mnie nie interesowały, wręcz przeciwnie - sprawiały, że jeszcze bardziej chciało mi się spać.
- Jak dobrze, że wzięłam ze sobą telefon i słuchawki. - powiedziałam.
- Ej, a ja też mogę posłuchać? - usłyszałam nagle głos Katy.
- Jasne. Tylko nikomu ani słowa i staraj się nie wyróżniać czy coś, bo wpadniemy. - i uśmiechnęłam się,  na co ona się cicho zaśmiała.
Apel trwał dosyć długo, bo 3 godziny. Odebrałam swoje świadectwo z samymi 5 i 6 i skierowałam się do wyjścia. Byłam taka szczęśliwa wychodząc ze szkoły, że trudno ująć to słowami.

Wróciłam do domu i postanowiłam, że sprawdzę facebook'a. Szłam już po schodach do swojego pokoju, kiedy nagle usłyszałam głos mojego ojca:
- Jenny, pozwól na chwilę do salonu.
Wydawał się być w pół nerwowy, a w pół podekscytowany. Zupełnie nie wiedziałam o co mogło mu wtedy chodzić, byłam kompletnie zdezorientowana.
Posłusznie weszłam do salonu i ujrzałam tam moją rodzinkę.
- O co chodzi ? - zapytałam.
- Jenny, musimy poważnie porozmawiać...



Bohaterowie


BOHATEROWIE:
Jenny Laverence
Emily Blockstone
Luke ''Lucky'' Thender
Niall Horan
Harry Styles
Liam Payne
Zayn Malik
Louis Tomlinson

i inni.